
Zdecydowanie największym wydarzeniem roku 2018 były nasze zaręczyny z Arkiem 🙂 No i fakt, że tego samego dnia przekroczyłam magiczny próg 30 lat. Jakoś zawsze dziwnie się obawiałam tej granicy. A tu okazało się, że najpiękniejsze dopiero przede mną. Moje kochane „stado” mówiło mi, że „30tka to dopiero początek” i teraz wiem, że to najprawdziwsza prawda. Bo w tym momencie życia już więcej jak mniej znasz swoje priorytety, w jakimś miejscu życia już się znajdujesz, coś osiągnąłeś, znasz siebie lepiej niż wtedy gdy miało się te 20 lat. Odsiałeś ludzi, którym na Tobie nie zależy i z którymi po prostu Ci nie po drodze od tych, którzy prawdziwie są przy Tobie, niezależnie od wszystkiego. Znasz wartość mijającego czasu i coraz mniej trwonisz go na „głupoty”. Umiesz doceniać to co masz i przestajesz „gonić za króliczkiem”. Dociera do Ciebie coraz głośniej to, że Twoje życie jest piękne właśnie takie jakie jest i nie musisz nic nikomu udowadniać.
Tak, zdecydowanie poczułam się taka … szczęśliwa. I to właśnie uczucie towarzyszyło mi przez cały poprzedni rok (zresztą, trwa do dziś:)). Chłonęłam całą sobą wszystko co było mi dane doświadczyć. I cieszyłam się z tego. Cieszyłam się z dalekich wyjazdów jak chociażby na przepiękną Islandię czy do Lwowa pachnącego kawą. Ale też i tych mniejszych: w ukochane góry, do Krakowa, aby spotkać się z kimś mi bardzo bliskim czy nad jezioro położone tuż za Lublinem, ale za to z ulubioną ekipą wspomnianego wyżej „stada”. Z przyjaciółką Moniką świętowałyśmy już 14 rocznicę naszej przyjaźni, z Arkiem lataliśmy balonem w jego urodziny. Mieliśmy też własną sesję narzeczeńską! W grudniu miałam swój własny wieczór panieński spędzony w domku na drzewie tylko z moją druhną<3 No i poza tym wszystkim to szykowaliśmy się do własnego ślubu z Arkiem i cieszyliśmy z narzeczeństwa i naszej codzienności. Mówię Wam, to był taki piękny rok!